top of page

Zmiana, która robi różnicę cz.1

  • Zdjęcie autora: Irma Głowińska
    Irma Głowińska
  • 13 minut temu
  • 5 minut(y) czytania

W ubiegłym miesiącu skończyłam 50. To nic, że nie wyglądam i wzbudzam niedowierzanie za każdym razem kiedy ktoś pyta o mój wiek. Z metryki i cv wynika jasno. Rocznik 1975 czyli niewidzialna. Za stara na grzech, za młoda na śmierć...


ree

Jak się z tym czuje? Dziwnie. Nie z tym, że mam tyle lat ile mam. Tylko z tym, że nie sądziłam, że odczuje na własnej skórze, to o czym czytam często na różnych portalach. Po pierwsze nie znoszę szufladkowania i oceniania kogoś po "wieku". Po drugie, to prawda, że nie ma znaczenia jak wyglądasz i co osiągnęłaś bo liczba jest liczbą. Po trzecie stereotypy wciąż nami rządzą. I po czwarte Twoja wartość w "cudzych" oczach z wiekiem nie rośnie.


W trakcie mojego urodzinowego przyjęcia zostałam zapytana jak mi z tym, że kończę 50. Odnoszę wrażenie, że jako społeczeństwo wciąż dzielimy ludzi tą granicą. I każdy kto przekroczy magiczne 50, to jakby przepływał na drugą stronę jednej z mitycznych rzek Hadesu czyli Lete (Zapomnienie). A ja wcale się nie rozmyłam. Przeciwnie. Nigdy wcześniej nie byłam tak wyrazista i tak świadoma jak teraz. Ten dzień nic nie zmienił ani we mnie, ani w moim życiu. Nie wstałam z nosem Baby Jagi czy podwójnym podbródkiem. A jednak czuje się jakbym dostała "łatkę".


Kwestia wieku nigdy nie odgrywała dla mnie kluczowej roli.

Nie jest tajemnicą, że mam na swoim koncie rozwód i potem związek z 11 lat młodszym partnerem. Pamiętam oburzenie niektórych osób, kiedy to stało się informacją publiczną. Najpierw, że mnie chyba ".popie..ło" bo przecież mam/miałam idealne życie (w cudzej ocenie). A potem, że "popie...ło" do kwadratu bo wymieniam na młodszy model. W oparach skandalu, intryg i manipulacji. Pamiętam dobrze tą presję.

Presję, że może jako "ta starsza" powinnam nie angażować się w taki układ. Presję, którą dźwignęłam i która nie podyktowała mi jak mam żyć. Jakże jesteśmy zaściankowi i mało tolerancyjni. Do tego zawistni i oceniający. Szczególnie kiedy rozpatrujemy czyjeś życie przez swój pryzmat lub w kategoriach lepszy-gorszy. Znając wycinek czyjejś historii, dopisując swoje i tworząc legendy.


To nie zmieniło się do dzisiaj. A ja nie zmieniłabym ani minuty z mojego życia. Jakże barwnego i kolorowego. Jak hinduska telenowela. I to, że mam 50 nie zatrzyma mnie przed jej kolejnymi rozdziałami bo nie zamierzam zwalniać tempa czy unikać "pchania się w tarapaty". Taki mój styl i urok:)


Jestem wdzięczna za cały bagaż doświadczeń, różnorodnych, które udało mi się zebrać. Nadają się nie na jeden scenariusz lub książkę. Kto wie:) Zawsze lubiła pisać więc wiele przede mną w tym temacie. A, że ostatnio robię się coraz bardziej odważna, to coś czuje ten temat nie pozostanie w sferze marzeń. Bo "świat nie oddaje wszystkiego temu, kto marzy - oddaje temu kto się obudził" (cytat z alexkazulinspace). Ja właśnie wstałam:)


Mam w głowie kilka projektów. Takich rozwojowych i takich "ku uciesze mas". Czy wydarzyłyby się gdybym stała się "niewidzialna"? Myślę, że poza sprzeciwem jaki we mnie się zrodził w związku z traktowaniem osób (bo nie dotyczy to tylko kobiet), po przekroczeniu granicy pewnego wieku, to nic więcej się nie zmieniło. Mam ten sam upór i te same chęci, które pchają mnie ku nowemu z tą samą siłą, jak zawsze.

To nie upływ czasu definiuje moje działania. Tylko to jak zmieniam się każdego dnia. I wpływa na to każda poznana osoba, każde nowe doświadczenie, każda sytuacja, każda historyjka (a tych mam nie mało, oj nie mało). Ja lubię swoje życie i to co ono mi przynosi. W dużej mierze są to dobre chwile i wspomnienia, które kolekcjonuje bo jestem sentymentalna. I im ciężej jest, tym więcej wiary mam, że to dzieje się po coś. I siły, by przetrwać.


Ostatnio postanowiłam, że zrobię detoks. Od informacyjnego szumu, od wszelkich głupot, czas pożeraczy i wszystkiego co kradnie mi energię.

I trzymam się tego bo ja jednak mam upartość w sobie. Albo zawziętość, że jak coś postanowię, to tak będzie. No to sobie z dniem 30 października wymyśliłam, że teraz jest dobry moment, by pozbierać myśli w głowie i bez zbędnych rozpraszaczy i bodźców zwodzących na manowce, się ogarnąć z sobą samą. Czemu? Bo czuje, że mam najlepszy czas w swoim życiu i nie chce tego spieprzyć. I ja jestem lepsza niż kiedykolwiek. Dlatego nie chce tracić okazji, wręcz przeciwnie, z nich korzystać. By pokazać każdemu kogo dopadło zwątpienie, że po 50, to już nic dobrego nie czeka - jak bardzo się myli i jak bardzo jest to krzywdzące myślenie. Chce być wsparciem dla każdego kto kiedykolwiek pomyśli "godzę się i nie walczę bo po co", by zmienić tą negatywną energię w powiew czegoś dobrego. Efekty moich przemyśleń mam nadzieję niebawem ujrzą światło dzienne.


W moim detoksie nie chodzi jedynie o pozbycie się negatywnych myśli. Czy odblokowanie czasu, jaki trwonię na przeglądanie głupot w necie. Bardziej jest to praktyka uważności i zatrzymanie się na własnych przemyśleniach i pomysłach, jakie często mi umykają w natłoku innych czynności, mniej lub bardziej potrzebnych. Chodzi też o usystematyzowanie i uporządkowanie tego co wokół mnie się dzieje. Czasami sama nie wiedziałam czego ja chce od innych i od życia. Ile się przy tym pomotałam, to moje i tylko ja wiem. Aż wreszcie nadszedł moment kiedy postanowiłam się od siebie odpieprzyć. I zająć czymś pożytecznym, zamiast tego. Poszukać tego ognia, co rozpala do działania. A gdzieś przygasł chwilowo. Albo został zdmuchnięty przez kogoś, kiedyś.


Zaczynam więc od nowa być świadoma swoich uczuć, myśli, przeżyć i przede wszystkim działań. Większość spisuje, niektóre parkuje bądź kotwiczę, by wrócić jak będę gotowa z nimi się zmierzyć lub podjąć działanie. Odpuszczam kontrolę nad tym nad czym nie mam wpływu, przestaje analizować i myśleć co stoi za czyimś działaniem/słowem. To nie mój już problem. Więc ograniczam zamartwianie się.

Czuje, że organizm zaczyna się odtruwać bo mam zmienne nastroje, czuje się osłabiona i mam mniej energii. Jak po odstawieniu używki. To dobry znak.


Praktykuje zasadę 3-3-3 czyli:

  • 3 rzeczy, które widzisz,

  • 3 rzeczy, które słyszysz

  • 3 rzeczy, które mogę dotknąć.


Momentalnie przenosi mnie, to ze spirali złych emocji i myśli, do pozycji uziemienia teraz i tu. Dodatkowo działa kiedy mam chęć sięgnąć po "stare nawyki". Ktoś powie a po co Ci to? Bo ćwiczę panowanie nad swoimi słabościami, lękiem i umysłem. Do tego rozwijam uważność na rzeczy, które do tej pory mi umykały lub ignorowałam je celowo. Wyciszam się. Podobnie staram się panować nad emocjami. Kiedy czuje, że nabierają na sile, to zatrzymuje się momentalnie. Kiedy wiem, że mogę palnąć coś głupiego, to siadam i pisze na kartce to co w danej chwili myślę lub chciałam komuś powiedzieć. Jeśli po upływie czasu nadal uważam, że chce to zrobić, to wtedy dopiero robię.

Wystarczy, że jestem 50-tką, nie muszę być przy tym furiatką :)


Dalsza część historii w kolejnej części bo wolicie czytać krótsze teksty. A ja się słucham i stosuje do Waszych próśb.


C.d.n.















 
 
 

Komentarze


bottom of page