top of page
Szukaj
  • Zdjęcie autoraIrma Głowińska

Styczniowe porachunki

Weszliśmy właśnie w Rok Królika, który zgodnie z chińskim kalendarzem rozpoczyna się właśnie dzisiaj czyli 22.01.23. Ma nam on przynieść wytchnienie i pozytywne zmiany, po swoim poprzedniku czyli Tygrysie. Królik bowiem według dalekowschodnich wierzeń symbolizuje spokój i życzliwość, a także długowieczność oraz dobrobyt. I ja się tej wersji trzymam. Po roku pełnym zawirowań, niekończących się porażek i nawarstwionych problemów, jako kalendarzowy Królik (hip hip hura) zaczynam w podskokach ten rok, do tego pełna nadziei na wylizanie się z odniesionych ran.


Według chińskiego horoskopu ten rok ma też pomóc w poprawie relacji z innymi, w zawieraniu nowych znajomości i pielęgnowaniu dotychczasowych przyjaźni. A jeśli jakieś więzy rodzinne nam się poluzowały, to też teraz przychodzi dobry moment na ich odbudowanie. Dawne konflikty z dużym prawdopodobieństwem uda nam się rozwiązać i dojść do porozumienia. Leniwie i powolnie, bo chiński królik, to łup łup łup, nadchodzi czas wybaczania i powrotów. Ale co najważniejsze też podreperowania sytuacji finansowej, która chyba nie tylko mi spędza sen z powiek ostatnimi tygodniami. Królik jednak obiecuje jej poprawę i daje nam wszystkim światełko w tunelu, a inflacji wali długimi po oczach. Koniec tego i basta!


Syndrom Blue Monday?

Zanim jednak te wszystkie przepowiednie się ziszczą i odrodzimy się jak Mulan, dzięki swej determinacji i wielkiej odwadze by stać się prawdziwą wojowniczką, musimy zmierzyć się ze styczniową chandrą. Dlaczego zawsze nas zaskakuje, niczym głos zza pleców "kierowniku, masz może ogień, a najlepiej coś do ognia?".

Bo przychodzi po grudniowych świątecznych dniach i sylwestrowej zabawie, kiedy wyrzut endorfin ogarnął nasze wnętrze niczym pokaz fajerwerków w centrum miasta. Było bajecznie, kolorowo, głośno i radośnie. I przyszła cisza, pustka i szarość za oknem. Do tego pogoda styczniowa jak nie w styczniu, przez co rozchwiał się dodatkowo nasz barometr, powodując idealne warunki na zagnieżdżenie się syndromu "blue monday".

Najsmutniejszy poniedziałek w roku, na który nie pomagają nawet wyprzedaże w Sinsay.

Moment, w którym przypominasz sobie nagle o wszystkich planach, założeniach i postanowieniach, jakie wpadły Ci do głowy kiedy żegnałeś się ze starym rokiem. I stwierdzasz, że w zasadzie jak niedźwiedź przespałeś już moment startu. Odpuścić? A może jednak zacząć? A może jednak to były głupie postanowienia? A co jak inni jednak zaczęli i wyjdę na leniwca? Oczekiwania versus rzeczywistość czyli to co często wpędza nas w poczucie winy i niczym kajdany więzi w miejscu. Ciężko zrobić krok, bo zakotwiczone w głowie od miesięcy lub lat, te same myśli blokują nas przed nowym.

Warto więc cokolwiek sobie postanawiać? Robić podsumowania? Skoro prowadzi to nas do punktu, w jakim czujemy się źle i winni. Do punktu, w jakim nagle bardzo trudno bez przymuszenia podnieść się z łóżka o 7. Z łóżka, które staje się naszym azylem, do jakiego nie mają dostępu zmory z codzienności. Szczególnie ta zmora Jolka, co co chwile wrzuca foty z Dubaju i wkurwia Cię tym na potęgę. A żeby jej tak ktoś w bagaż "kichnął" ;)


Tylko kto nam każe robić te wszystkie postanowienia? Ktoś nas do tego zmusza?

Jak się okazuje są one tradycją i pojawiły się już za czasów Rzymian, kiedy to powierzali swoje postanowienia bogowi Janusowi, jeszcze przed przejściem na chrześcijanizm ("Ów bóg ma 2 twarze - jedna z nich patrzy na rok, który właśnie minął, a drugi czeka na nowy rok.") Potem zamienili swoje postanowienia noworoczne na post i modlitwę.

Wiecie, że w tym roku nomen omen większość Polaków zaplanowało lepiej zarządzać swoimi pieniędzmi? Wygląda na to, że celnie określili swój cel, bo Królik im w tym pomoże :)...O ile wytrwają w tym postanowieniu do lutego, bo jak sami wiemy, powiedzieć to jedno, a zrobić to drugie.


Dobre nawyki zamiast postanowień?

Nasz umysł bardzo często buntuje się przed wszelkiego rodzaju nakazami.

Eliminuje ruchem konika szachowego, to co uznaje za zagrażające jego suwerenności.

Najczęściej słowa typu "muszę", "powinnam", "wypada", " trzeba", "problem".

Kilerzy naszej wewnętrznej motywacji. A, że killerów było 2. To do zakazanych słów dochodzi jeszcze znana nam wszystkim prokrastynacja czyli dobrowolne i zamierzone odwlekanie wykonanie jakiejś czynności czy zadania. Ktoś zaraz powie, że, to nic innego jak lenistwo. No właśnie, że nie. Lenia z kanapy się nie ruszy, żeby przyszła babcia i dziadek i ciągnęli jak rzepkę. Taki typ.


Skąd więc bierze się prokrastynacja?

Według psychologów dopada osoby impulsywne i neurotyczne, z zaniżonym poczuciem wartości i o niskiej odporności na stres. Omija lub rzadko pojawia się natomiast u osób sumiennych, mających wysoki poziom samokontroli i potrzebę osiągnięć. Może pojawiać się jako towarzyszka też depresji, zabierając energię i zostawiając poczucie rezygnacji i beznadziei. Często kiedy towarzyszy nam obawa przed oceną innych lub lęk przed porażką również mamy tendencję do odkładania, zwlekania. A przekonanie, że praca pod presją daje lepsze efekty i tym samym przeczekiwanie z wykonaniem czegoś aż do założonego terminu, jest też niczym innym jak odwlekaniem czyli prokrastynacją.


Jakie są tego konsekwencje?:

  • narastające poczucie winy, które prowadzi do jeszcze głębszego "doła"

  • stres, rozrastający się pajęczyną połączeń po całym naszym organizmie, blokując funkcje życiowe i zamrażając się na trybie "nie chce mi się"

  • problemy w pracy i tym samym mniejsza szansa na sukces, awans lub co gorsza jej utrata

  • brak satysfakcja z życia, poczucie bycia gorszym, bo nie mamy takich spektakularnych osiągnieć jak Jadźka spod 5

  • wyeliminowanie się ze strefy kulturalnej i zaszycie we własnej norze, bo kto by chciał zapraszać taką nudę

  • problemy ze snem, koncentracją, spadek libido i brak satysfakcji w związku

  • "łatka" niestabilnego emocjonalnie i leniwca

Co zrobić w takim razie, aby wyrwać się z jej szpon?

Zamienić postanowienia w dobre nawyki. Proste? Jasne, że tak.

Tylko podejdźmy do tego w odpowiedni sposób. Zacznijmy od tego jaka jest różnica w postanowieniach noworocznych a dobrych nawykach.


Kiedy ludzie chcą dokonać noworocznych postanowień, to z reguły dlatego, że :

a) Postanawiają już czegoś nie robić.

b) Potrzebują robić coś nowego.

I na tej podstawie powstaje lista życzeń typu nie będę więcej jeść pączków, za to zacznę biegać i zapiszę się na siłownię. Brzmi znajomo? I idziesz 2 stycznia do biura, mijasz Żabkę a tam francuskie z dziurką. Wracasz do domu, zakładasz legginsy i widzisz, że pada. Sprawdzasz horoskop, a tam "dzisiaj nie jest dobry dzień na zaczynanie". To idziesz spać. I to w ubraniu, bo najwięcej wypadków zdarza się w domu. Kurtyna.


Czym jest więc nawyk?

Nawyk to nic innego jak wyuczony sposób zachowania czy reagowania, utworzony poprzez świadome i zamierzone nasze działanie.

Psychologowie i eksperci w dziedzinie behawioryzmu twierdzą, że wprowadzenie nowego nawyku w życie trwa około 20 do 70 dni, w praktyce jednak często zajmuje to miesiąc. No dobra, ale skoro nawyk wymaga od nas konsekwentnego działania przez określoną liczbę dni, to w sumie niczym się nie różni od postanowienia?

Ano jednak różni. Podejściem do wykonania nawyku a postanowienia. Kiedy przez całe życie siedziałeś na kanapie i postanowisz sobie nagle porażony petardą w sylwestra, że zaczniesz biegać, to osiągniesz ten cel? No raczej nie, bo Twoje postanowienie było nierealistyczne. Jednak kiedy założysz sobie, że Twoim nowym nawykiem będzie poranny Pillates przez 20 minut i to zaraz po umyciu zębów, to masz szansę ten nawyk wypracować.


Bądź konkretny i wyznaczaj realne cele.

Zacznij od małych kroków, na przykład rozpocznij serię ćwiczeń dwa – trzy razy w tygodniu. Poinformuj swój mózg o tym jakie to będą dni, czyli ustal konkretnie, że to będzie poniedziałek, środa, piątek o godzinie xxx. Da Ci to możliwość umieszczenia tego nawyku obok wszystkich pozostałych jakie codziennie wykonujesz z automatu, jak np. wspomniane mycie zębów. Czy ktoś kiedykolwiek wpisał na listę postanowień noworocznych ich poranne mycie? No raczej chyba nie musiał :)


Wprowadź zarządzanie własnym czasem.

Stosowaliście kiedykolwiek techniki ułatwiające Wam realizację obowiązków i rozkładanie działań? Spróbujcie.

Polecam zacząć od metody Pomodoro opartej na wydzieleniu bloków czasowych na pracę i odpoczynek. Ustawcie sobie na początek 25 minutowe odcinki czasowe np. w pracy i po nich krótkie przerwy. Dlaczego tyle? Bo według twórcy tej metody jest to optymalny slot czasowy w jakim wykonujesz dane działanie bez uczucia przemęczenia, po jakim powinna nastąpić nagroda czyli krótka przerwa w tym zadaniu. Przewaga tej metody, to absolutna zmiana w podejściu do poczucia czasu, który do tej pory jawił się jako ukryty wróg i tykając odmierzał czas do egzekucji. Metoda Pomodoro pomoże Ci go maksymalnie wykorzystać, aby strach przed deadlinem był już tylko wspomnieniem. A zaplanowane przerwy mają przeciwdziałać Twojemu wypaleniu, bo odpoczynek jest częścią planu. Najważniejsze, że przy takim zaplanowaniu działania wszelkie rozpraszacze, które do tej pory zabierały nam energię i nas paraliżowały jeszcze bardziej, przestaną nas absorbować. Na nie pozwolić sobie możesz w przerwie, za 25 minut.


Innym sposobem jest wprowadzenie podziału zadań na mniejsze części, np. jeśli Waszym postanowieniem będzie wyeliminowanie jakiegoś nawyku, powiedzmy, że chcecie rzucić palenie. Czujecie już ten ból?

Tak, będziesz czuć się źle. Tak, będziesz bardziej nerwowy. Tak, pewnie nie dasz rady.

Jeśli zrobisz, to z dnia na dzień i bez założenia poradzenia sobie z głodem nikotynowym. Jednak jeśli rozłożysz to zadanie na mniejsze kawałki tortu i spróbujesz je przełknąć powoli, pojedynczo, to masz większą szansę, że po 30 dniach Twoje wydatki nie będą obejmowały kupna fajek.

Tak samo jeśli zabierasz się za realizację zadań w pracy.

Jeśli wpiszesz na listę na jeden dzień trzy duże projekty i kilka mniejszych tasków, to całość może Cię przerazić, zamrozić i sprawić, że zupełnie nic tego dnia nie zrobisz. Poddasz się zanim zaczniesz. Natomiast jeśli duże zadania podzielisz na mniejsze kawałki, od których zaczniesz przez kilka dni, to możliwe, że wykonasz całość i to nawet przed deadlinem.


Kiedy wyłamiesz się z nawyku?

Ludzką rzeczą jest błądzić. I iść na skróty. Nie zdziwi mnie więc jeśli nie utrzymacie gardy i poniesie Was na mieliznę, któregoś dnia. Doskonale to znam. Chwila zwątpienia, po której następuje chwila na obśmianie samego siebie i powrót do ćwiczeń czy innego dobrego nawyku. A jeśli jednak to Ci nie pomoże, to znajdź problem, przyczynę i rozwiązanie. Zastanów się dlaczego tak naprawdę przerwałeś? I jak możesz temu zaradzić? Śledź postęp swoich wysiłków, bo dzięki temu zobaczysz jak wiele już udało Ci się zrobić i dlatego nie warto rezygnować. Często sami nie doceniamy tego co już udaje nam się osiągnąć i poddajemy się nieświadomi tego. Jeśli zaczniemy monitorować własne postępy o wiele łatwiej pójdzie nam potem z kolejnymi nawykami czy postanowieniami.

Najważniejsze, to nie przestawać próbować i nie poddawać się pierwszym niepowodzeniom. Od grudnia uczę się techniki malowania na tkaninach. Czasami jestem zachwycona, a czasami mam chęć się poddać, bo wszelkie ułomności dają o sobie znać. Jednak motywuje mnie ta świadomość, że całe życie myślałam, że umiem tylko malować słowami, która ograniczyła mnie tak skutecznie, że nie śmiałam wcześniej spróbować, a rzeczywistość okazała się być inna. Dzisiaj dałam nowe życie już kilku kurtkom, bluzom i koszulkom, dzięki ich własnej customizacji. I jestem dumna z siebie. A Blue Monday? Przyszedł i poszedł. Nie pierwszy raz i nie ostatni. To jak z upadkiem, porażką, po jakiej wstajemy silniejsi i bogatsi w nowe doświadczenia. Ja wstaje bogatsza w nowe umiejętności. Silniejsza, bo moją najcenniejszą wartością jest to jaka jestem. A jestem przecież super i do tego fajna.


Ściskam Was z całego serca..




46 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page