Irma Głowińska
123...wygrywasz TY!
Dzisiaj będzie trochę na sportowo, a mianowicie o duchu rywalizacji....poniekąd nawiązując do ostatniego meczu Polska- Szwecja, który przywołał mi pewne skojarzenia, aczkolwiek w głównej mierze będzie o codziennej rywalizacji z samym sobą. I jak w tej rozgrywce nie stracić bramki).
Jesteśmy dla siebie nie tylko odbiciem w lustrze ale przede wszystkim głównym zawodnikiem w turnieju. Stawka zależy od poziomu determinacji, ambicji, odwagi i konsekwencji. Jednego dnia będziemy zdobywać wszystko, niczym uniesieni nad ziemią pozytywnym dopingiem ze środka swojego jestestwa, by innego jak ten najbardziej przegrany zawodnik MMA, próbować niezauważalnie przemknąć do własnej szatni. Czemu więc jest tak, że jednego dnia nam się chce a innego zwyczajnie nie? Czy to wyłącznie kwestia motywacji, posiadanych cech charakteru oraz chęć samorealizacji czy skupienia na osiąganiu założonych celów pcha nas do przodu? W pewnym stopniu tak, ale przecież nie wszystko zależy wyłącznie od tego.
Każdego dnia, nieustannie, prowadzimy wewnętrzny monolog. Bo warto przecież z kimś inteligentnym pogadać). Tylko czy to gadanie dla samego gadania? Jak bardzo potrafimy słuchać sami siebie? Jak często umiemy sami siebie naprostować, naprowadzić na właściwą ścieżkę czy nawet zmotywować?
To zależy od stopnia w jakim umiemy skupiać się na własnych emocjach, myślach i pragnieniach. Od stopnia szczerości, a także od umiejętności wyrażenia swoich poglądów, opinii przed samym sobą. Przecież nie zawsze prawda, konkretna sytuacja czy nawet nasze życie jest takie jakiego byśmy oczekiwali czy chcieli. Uciekanie w drobne kłamstwa w celu podkoloryzowania, bagatelizowanie czy wypieranie a następnie permanentne oszukiwanie samych siebie, to często ślepy zaułek, z którego na dłuższą metę nie wynika nic dobrego. A jednak sobie to robimy, dlaczego?
Głównie dlatego, że w ten sposób poprawiamy sobie nasze samopoczucie oraz własną samoocenę.
To czy danego dnia mamy dobry nastrój czy raczej otoczenie okrzyknie nas jędzą stulecia, zależy często od nas samych...no i trochę od szczęścia czy nawet przypadku. Tak, bo przypadkiem możemy wstać lewą nogą, chociaż śpimy po dobrej stronie łóżka) i czar prysł. Jednak z nastrojem trochę jest tak, że można go nawet jak jest z...any w miarę szybko poprawić.
Za dobry nastrój odpowiada nie tylko sfera psychiczna ale też fizyczna.
Tak, fizyczna) I czy tu już wyobraźnia czytelnika się uruchamia? Jednak nie jest to blog przyrodniczy i nie będzie dalej o pszczołach, bo żyrafia przyzwoitość (szczególnie, że jeszcze jest przed 20-tą) kieruje dalszy ciąg tego postu w kierunku aktywności sportowej. Każdy chyba wie, że wystarczy 30 minut aktywności fizycznej, aby poziom endorfin poszybował niczym Łajka w przestworza. Wie? A wie, że pod tym hasłem nie musi kryć się 30 minut katorżniczych ćwiczeń, a liczy się też domowe rozciąganie (tylko nie swetra), spacer pod łapkę (ale bez miziania, bo będzie za wolny), pląsy tańce wygibasy (a jak!) o ile jest to regularne i powtarzalne.
Jak jesteśmy przy regularności, to duży wpływ na samopoczucie ma też cykliczność naszych posiłków.
Niby banał i bzdet, a jednak. Spróbujcie przez kilka dni trzymać się tej samej liczby posiłków oraz tych samych pór i ustalonej przerwy (bez podjadania w międzyczasie) między nimi. Nie będę tu wchodzić w buty specjalistów od zdrowego żywienia, bo nie w tym rzecz. Sama kiedyś nie wierzyłam jakie to ma znaczenie, a dzisiaj wystarczy by w pracy coś wybiło mnie z tego rytmu i już zaczynam cierpieć. I inni też, bo wszelkie wahania nastrojów widać po mnie gołym okiem, jak na freskach w Kaplicy Sykstyńskiej.
Dla mnie duże znaczenie ma też fakt czy rano wstaje bo chce czy bo muszę. Jak to pierwsze, to wiadomo dzień od razu lepszy, ale jak to drugie i jeszcze było za krótko, to gorzkie żale. Kawa zimna jak psi nos, woda pod prysznicem za twarda a owsianka za to zbyt rzadka. I weź tu takiej sprostaj. No zwyczajnie nie da się. A wystarczy, że wieczorem zamiast iść spać na wkurwie, to uda się wyciszyć i rozluźnić, bez całego szumu komunikacyjnego czy biegania po domu do późna. Niestety często przychodzi mi to z trudem, co potem skutkuje przewracaniem z boku na bok i liczeniem baranów lub strzelaniem do kaczek. Oczywiście następnego dnia nie jest lepiej i taka spirala się nakręca. Jednak wystarczy potem chwila na kanapie, kocyk i herbata imbirowa, a regeneracja nastroju się uruchamia. Tylko nie zawsze się da znaleźć chwilę na odpoczynek w ciągu dnia. Wtedy wystarczy nawet zamknięcie oczu na chwile i przekierowanie myśli do wewnątrz, bo to potrafi dać mi duży zastrzyk energii na dalszą część dnia. Ok, to z kwestii poprawy nastroju możemy przejść płynnie do drugiego punktu, a mianowicie do własnej oceny.
Na naszą samoocenę w głównej mierze duży wpływ ma to, jak nas odbierają i oceniają inni. Nasza rodzina, znajomi, koledzy w pracy, osoby przypadkowo spotkanie na ulicy czy w sieci. Chyłka powiedziałaby "je..ł to pies" ale nie każdy w tej historii jest postacią równie odporną psychicznie. Dlaczego więc zdanie innych potrafi odcisnąć się piętnem na naszej duszy i wyryć ślad w głowie?
Wszystko przez dążenie do pozytywnych relacji międzyludzkich i uplasowanie się na wysokiej pozycji w hierarchii społecznej.
Nasze relacje są odzwierciedleniem naszego poczucia bezpieczeństwa i pozytywnych emocji. Nasi najbliżsi, nasz związek, przyjaźń będzie dla nas wyznacznikiem poziomu naszej satysfakcji i zadowolenia z życia. Czy tego chcemy czy nie, bo tak funkcjonujemy wszyscy. Gdy łączące więzi ze światem są zadowalające, to zapewniamy sobie tym pozytywne nastawienie i uśmiech na twarzy. W zupełności jest inaczej kiedy doskwiera nam samotność, czy nasze życie wypełnia wręcz poczucie pustki. Kiedy problemy stają się łatwiejsze? Kiedy otaczają nas ludzie, którym możemy zaufać i szczerze porozmawiać, bo pomimo monolog wewnętrznego, to jednak częściej posłuchamy tego co nam radzą inni, niż sami sobie próbujemy wmówić. Chociaż, to przecież sami siebie znamy lepiej, a inni widzą tylko ten wycinek, jaki jesteśmy w stanie im udostępnić.
Przestajemy siebie słuchać bo boimy się co usłyszymy.
Boimy się, że musielibyśmy powiedzieć sobie coś dosadnego, a nawet nieprzyjemnego. Myślimy, że tak unikniemy rozczarowania, złości czy nawet spadku chęci do podjęcia działań…Boimy się, że prawda przed samym sobą nie napędzi nas do działania, a przeciwnie, podetnie nam skrzydła. A przecież to ukrywane prawdziwe emocje i myśli, powodują, że codziennie dźwigamy ogromny ciężar. Ciężar, który nas przytłacza i ciągnie w dół. I tu wracamy do sedna tendencji koloryzowania czy nawet uciekania się do kłamstw. Uruchamiamy mechanizm obronny, bo nikt nie chce być negatywnie oceniany czy słuchać krytyki na swój temat. Poza tym obawa przed tzw. utratą twarzy jest ogromna, bo co jeśli druga strona zacznie o nas myśleć źle? Utrzymanie dobrej relacji odbywa się więc często kosztem nas samych. Ale czy naprawdę inni wiedzą lepiej co jest dla nas dobre? Przecież ludzie wokół wcale nie są od nas mądrzejsi, z większym bagażem doświadczeń, czy z wyższym poziomem inteligencji. Tylko, aby do tego się przyznać przed samym sobą potrzeba dużej odwagi i wielu treningów. Tak jak w sporcie.
Christiano Ronaldo strzelił 132 rzuty karne, a swoją karierę rozpoczął w wieku ośmiu lat, grając w małym klubie CF Andorinha. Dzisiaj jest laureatem pięciu Złotych Piłek, czterech Europejskich Złotych Butów oraz pięciokrotny zdobywca tytułu Piłkarza Roku FIFA. I można się śmiać z jego ekscentrycznych zachowań, dbałości o wygląd zewnętrzny itd, ale jak dla mnie jest numerem 1 i przykładem najbardziej zmotywowanego gościa, który codziennie wykonując sumiennie swoje założenia podąża do wyznaczonego celu.
Potrzeba samorealizacji odzwierciedlona jest w Piramidzie Maslova (hierarchi potrzeb), która wyjaśnia dlaczego pewna grupa ludzi ma silnie wyrażoną potrzebę ciągłego samodoskonalenia się, gdy jednocześnie pozostałe osoby w ogóle nie podejmują kwestii dotyczących swojego rozwoju osobistego.
Piąte piętro piramidy osiągamy jednak według teorii dopiero, kiedy zostaną spełnione potrzeby z niższych szczebli. Jednym słowem, aby odczuwać popęd do działania ku zdobywaniu wiedzy czy chęci doświadczania innych wrażeń, poznawania czegoś nowego musimy zaspokoimy najpierw potrzeby fizjologiczne, bezpieczeństwa, miłości i przynależności oraz szacunku i uznania. Paradoksalnie na odwrót. No poza tym pierwszym, bo wiadomo, że nikt z pełnym pęcherzem nie będzie leciał na podbój świata.
Z biegiem lat, w miarę ludzkiej ewolucji, także potrzeby ewaluowały, więc Piramida Maslowa dorobiła się kolejnych poziomów:
piętro szóste, to potrzeby rozumiane jako poznawcze czyli zdobywania wiedzy i coraz głębszego rozumienia świata, poszukiwania nowych rozwiązań czy zaspokajania własnej ciekawości,
na piętro siódme wjechały potrzeby estetyczne czyli związane z poszukiwaniem piękna i doszukiwaniem się doskonałości w otaczającym nas świecie,
i najwyższe piętro ósme, czyli potrzeba transcendencji rozumiana jako potrzeba doświadczania doznań niematerialnych, takich jak np. kontakt z Bogiem czy doświadczania głębokich doznań związanych z przyrodą czy aktywnością seksualną.
Wracając jednak windą na piętro 5 czyli do naszej samorealizacji. Pozostając biernym i zatrzymując się na osiągniętym etapie, sprawiamy że zatrzymujemy się w miejscu, przyzwyczajamy do nawyków (przeważnie leniwych) i przestajemy czerpać satysfakcję z naszych działań czyli też naszego życia. Ktoś powie, ale przecież nie każdy musi dążyć do tego samego. I racja. Ale każdy ma marzenia i cele. Każdy ma system wartości w obrębie, którego się obraca. Czemu jednym więc wychodzi a inni na tym piętrze kostnieją? Może warto popracować nad pewnością siebie, żeby tak łatwo nie odpuszczać?
Zawsze trzeba doceniać siebie, nawet jeśli coś nie idzie tak jak zakładamy, albo coś nam nie wychodzi. Powinniśmy być dla siebie dobrym rodzicem, który pozytywnym słowem wzmacnia w wewnętrznym dziecku chęć dążenia i sięgania wyżej.
Warto czuć zadowolenie z siebie, zaczynając od prostych i drobnych osiągnięć. Chociażby, że mimo soboty udało się wstać rano i dzięki temu skończyć ten tekst. Od razu jeden mol z głowy lżej, więc wynik na dziś to 1:0 dla mnie. I tego też Wam życzę.
PS. Z racji tego, że temat jest rozległy, postanowiłam podzielić go na części, bo kiedyś ktoś mi powiedział, że jak post jest dłuższy niż 6-7 minut, to traci zainteresowanie nim do końca, więc stay tuned)
