Irma Głowińska
2 sekundy do wieczności
Miało być o wewnętrznym wkurwie ale życie zweryfikowało moje plany co do tematu tego wpisu.
Historia prawdziwa.
Wracałam dzisiaj przed 19tą od taty ze szpitala. Droga krajowa Grodzisk – Żyrardów, ruch duży jak to przy piątku. Nie jechałam sama więc rozmawiamy po drodze. Temat jaki wrzucam akurat w danym momencie związany jest z usłyszanym przeze mnie dzień wcześniej kazaniem pogrzebowym dotyczącym ulotności życia, przemijania chwili, śmierci. Komentuje jego fragmenty mojej rozmówczyni i dokładnie z chwilą kiedy wypowiadam ostatnie słowa, kątem lewego oka zauważam dziwny ruch na środku jezdni. Chwilę trwa zanim umysł przyswaja, to co widzą oczy. Dwa ogromne dziki napierają wprost na moje będące w ruchu auto. Byłam bez szans, żeby zobaczyć je wcześniej z racji świateł aut jadących naprzeciwko, które skutecznie blokowały mi widoczność lewego pobocza. Zresztą nawet się ich nie spodziewałam w tym miejscu. Wpadają rozpędzone, nic sobie nie robiąc z jadących aut. Jak je zauważam są przy środkowej osi jezdni. Jakieś 2 sekundy na reakcję. Odruchowo noga idzie mi na hamulec ale przytomnie nie zmieniam kierunku jazdy, bo przecież samochody na wprost mnie a rów po prawej. Pierwszy mija mnie ocierając się o maskę, a drugi biegnący za nim trafia mnie w tył. Huk aż bębni w uszach. Szok powoduje, że zatrzymuje się kilkanaście metrów dalej nie wierząc co się stało. Kierowca jadący za mną stanął na środku drogi w miejscu zdarzenia.
Zapada cisza.
Wysiadam z auta na ugiętych nogach, ręce trzęsą mi się jak galareta. Jestem pewna, że mam zniszczone pół auta, po tym jak dzik z całą rozpędzoną swoją masą w nie walnął i odbił się jak piłka od niego. Staję jak wryta bo na aucie zero śladów. Dobrze, że mam świadka zdarzenia, bo sama czuje się jak wariatka patrząc wstecz na drogę i na auto. Wsiadam i z emocji nie mogę złapać oddechu. Łzy same płyną. Stres. Ale też dziwne uczucie, że to nie był przypadek. To mogło się skończyć tragicznie. Pierwsza myśl jak się uspokajam, to palec boży albo opieka kogoś z góry. Jeszcze nie czas. Ale ostrzeżenie poszło. Nie pamiętam jak dojechałam do domu. Jedyne czego chciałam, to jak najszybciej wysiąść z auta i znaleźć się w bezpiecznej strefie. Za progiem swojego domu. Jutro będę musiała pojechać tą samą trasą znowu. I tak jeszcze przez kilka następnych dni..ale dziś już wiem, że będzie to wyzwanie. W chwili kiedy to się działo miałam wrażenie, że przed oczami przewija mi się scena z serialu na Netflix. Te wielkie stworzenia niczym potwory ze zbliżającego się niebawem Witchera. I poprzedzające je moje słowa, które wciąż niczym echo dzwonią mi w uszach.
Jedno jest pewne – bardziej jeszcze niż wczoraj wierzę, że trzeba żyć swoje życie każdego dnia. Nie na pół gwizdka, nie od południa, ale w każdej sekundzie minucie godzinie. One się nie powtórzą a mogą być ostatnie.
Dwie sekundy.. Ktoś powie ale mało.
A jak widać możesz w ich trakcie zmienić wszystko.
