Irma Głowińska
Nikt nie lubi poniedziałków
Kojarzycie Bogdana Łazukę i jego kultową rolę w filmie Tadeusza Chmielewskiego „ Nie lubię poniedziałków”? A pamiętacie kwestię wypowiadaną przez bandytę napadającego na bank po zatrzymaniu przez milicję i wsadzeniu do auta? „Partacz jestem. Prawdziwy fachowiec nie zaczyna pracy w poniedziałek”
Śmiało mogę powiedzieć, że dokładnie taki poniedziałek mam dzisiaj ja. Od rana nic się nie klei, a wręcz wszystko wali. Gaszę pożar za pożarem i końca nie widać. Nie bez powodu mówi się, że ktoś ma/miał szewski poniedziałek a badania obarczają go winą za depresję. Do tego nie jedną niedzielę też potrafił zepsuć czyli jednym słowem winny! Lista zarzutów pod adresem poniedziałku jest długa, a kartoteka obfita. Tylko czemu tak się dzieje? Czemu jedne dni wydają nam się przyjemniejsze a o drugich na samą myśl podnosi nam się ciśnienie i siada nastrój. Taki piątek – uwielbiany przez wszystkich – ledwo się zacznie i jest zajebiście, nie przeszkadza nikomu, że ma 8 godzin pracy, bo jakoś tak szybko lecą, do tego jakby wszystko robi się samo i jeszcze na luzie. Albo środa – dwa dni po piekielnym poniedziałku i dwa dni przed niebiańskim piątkiem – jak się pojawia, to od razu lżej się robi na sercu, bo już połowa tygodnia za nami i wprawdzie jeszcze w oddali ale już lekko przebija, światełko zbliżającego się weekendu, niczym światło latarni w porcie. Ciekawe, że następujący po środzie czwartek jednak jest pod względem wzbudzania emocji neutralny, podobnie jak wtorek. Zastanawiałam się czy tylko ja tak mam czy jest nas więcej, że w sobotę mogę zrobić wszystko, nawet góry przenieść, a w niedzielę od południa zaczynam wsteczować i zamulać już w związku ze zbliżającym się poniedziałkiem. I zawsze ale to zawsze jestem w poniedziałek niewyspana, bez względu na to ile bym godzin nie spała. To jest dzień kiedy ilość wypitych kaw jest nieproporcjonalna do ilości zjedzonych posiłków i powinien być przyznawany tego dnia w pracy specjalny bonus – lody, czekolada, rogalik malinowy czy jakikolwiek inny praco-nastrojo-poprawiacz. Szkoda, że jeszcze nikt tego nie wymyślił na poprawę employer brandingu 😊
A zjawisko „znielubienia” tego dnia ma wielu zwolenników. Na FB jest wiele grup pod hasłem „nie lubię poniedziałku” – ale dwie z największą liczbą lubiących je osób – jedna dotyczy cytowanego przeze mnie filmu i zrzesza 4 tys fanów tej produkcji, a druga to grupa wsparcia dla wszystkich przygnębionych tym dniem, licząca o dziwo aż 2,4 tys fanów. Szkoda tylko, że obydwie grupy nie wykorzystują w pełni potencjału, patrząc po ilości i jakości treści. Jak widać zapotrzebowanie w tej tematyce jest. W ciągu roku mamy 52 poniedziałki i jeśli każdy z nich jest taki sam, czyli beznadziejny, a statystyczny miesiąc ma 30 dni, to można przyjąć, że styczeń i więcej niż połowę lutego mamy pozamiatane. Dzisiejszy poniedziałek jest już 16-tym, a chciałoby się rzec, że dopiero co się rok zaczął i były ferie. A co jeśli sami nakręcamy spiralę negatywnego nastawienia do tego dnia, a wszechświat oddaje nam, to potem w postaci samo spełniającej się przepowiedni. Jakby zrobić taki test i przez kolejne np. 16-ście udawać, że to super dzień, w którym wszystko mi się uda i do wieczora spędzę go w pozytywnym nastroju. Do tego poniedziałek jest początkiem nowego tygodnia, więc w sumie nowego rozdania więc ma chłopak potencjał, ale spotkał go niefart bo wypada po niedzieli, kiedy mamy wolne i nic nam się potem nie chce. Taka czarna owca w naszym „tygodniku”, którą zła sława wyprzedza o dwa dni.
W necie jest mnóstwo cytatów i memów o poniedziałku, poniżej kilka z nich:
- Ciągle na coś czekamy..w poniedziałek czekamy na piątek
- Nie ma tygodnia, żeby nie było poniedziałku
- Poniedziałek ma jedną zaletę – o północy się kończy
- Trzeba spojrzeć na to z drugiej strony, dobrze, że mamy tylko jeden poniedziałek w tygodniu
- Poniedziałek powinien być tylko dla chętnych
- Są dwie rzeczy pewne w życiu – śmierć i to że w poniedziałek człowiek jest niewyspany, a jak budzisz się wyspany, to znaczy, że zaspałeś..
- Tylko miłość jest w stanie podnieść nas z łóżka w poniedziałek rano
- Jeżeli poniedziałek zaczął się dobrze, to znaczy, że zło pierdolnie z nienacka
- Wolna, to może być dziwka w poniedziałek, po weekendzie. Ty jesteś co najwyżej samotna
Zaczęłam się zastanawiać jak odczarować ten dzień. I czy są jakieś metody na złagodzenie objawów „poniedziałkowego” syndromu. Pierwsza próba zaskakująca, bo jak się okazuje można znaleźć 21 ciekawych rzeczy, które można zrobić w weekend albo co robić w piątek po południu i co robią wtedy ludzie sukcesu. Oczywiście sprawdziłam co się pod tym kryje ale nie wiem czy wdrożę w życie, bo na liście było: zrobić drzewo genealogiczne (wtf!), ogarnąć życie (da się w weekend?), czytać blogi (to akurat możecie stosować) albo książki, oczywiście ćwiczyć (tylko, że w poniedziałki nawet to nie pomaga, sprawdziłam), nadrobić seriale (po miesiącu kwarantanny nie ma nic nowego wartego obejrzenia, a po Koronę królów nie sięgnę, wystarczy mi trauma po 365 dni), przejrzyj stronę swojego miasta, ucz się języka obcego, zaplanuj swój tydzień (to akurat dobre na poniedziałek), ugotuj coś, przemebluj mieszkanie lub zrób coś DYI. Nie wiem jak Wam ale mi, to raczej nie pomoże w pozbyciu się negatywnego nastawienia do poniedziałków.
Potrzebuje bardziej zdecydowanej terapii szokowej, a nie takiego miziania po nosie.
Szukałam dalej. Za drugim razem trafiłam na czego przedsiębiorca nie powinien robić w poniedziałek i zaraz mi się przypomniało, że znam takich, co nigdy nie płacą w poniedziałki. Z dużym zainteresowaniem kliknęłam w link, żeby sprawdzić co jeszcze i przyznam, że zawartość o wiele lepsza niż znaleziona wcześniej. Autor poleca: nie próbuj ogarnąć wszystkich tematów jednego dnia (no raczej, bo co robić we wtorek, środę itd.); uczyń ten dzień dniem spokoju czyli nie planuj wyjazdów, spotkań ani szkoleń; zostaw też przestrzeń dla innych na zaplanowanie swojej pracy; zero pośpiechu – problemy rozwiążesz we wtorek (to akurat ma sens, bo z reguły w poniedziałek tylko się nakręcamy negatywnie, zamiast działać konstruktywnie); zaplanuj co czeka Cię po pracy, aby skoncentrować myśli na czymś przyjemnym tego dnia (z tym też się zgadzam, bo jeśli lubimy tylko piątki i soboty, planując najlepsze na te dni, to znaczy, że przez pozostałe dni żyjemy na pół gwizdka)
Zachęcona i trochę w lepszym już nastroju wbijam na co zrobić w weekend, żeby lepiej znieść poniedziałek. A tam trafiam na pojęcia takie jak: zen mycia okien (zawsze stosowałam w poniedziałek, bo po co psuć weekend robiąc coś czego nie lubimy); kuchenne rewolucje (tutaj można zastosować dowolność interpretacji czyli od klasycznego pojechania na Magdę Gessler i rzut garem na środek kuchni, po wypróbowanie nowych przepisów, oby nie z kryminałów tylko); aktywny planner (jeśli lękamy się poniedziałku bo nie wiemy co nas czeka tego dnia, to możemy sobie go rozpisać, krok po kroku, planując jak wykorzystać ten dzień); ginko biloba (przypomnij sobie za co lubisz swoją pracę i dlaczego podążasz taką drogą kariery zawodowej).
Tak się zaczytałam w tych złotych radach na pozbycie się złego ducha poniedziałku, że aż zapomniałam o innych funkcjach życiowych. A za oknem już prawie noc. Ale wiecie co, nie zaczęłam jeszcze stosować się do żadnej z porad a już jakby mi lepiej. Efekt placebo czy raczej świadomość, że nadciąga wtorek? A to już zupełnie inna historia..
