Irma Głowińska
Iść za głosem swojego serca
W poprzednim poście pisałam jak łatwo przychodzi nam mówić te dwa w życiu słowa czyli pierd... się :) i zwijać żagle, by wpłynąć do innego portu. Naprawdę miłość naszych czasów zawsze musi kończy się cierpieniem lub samotnością, a każdy kolejny związek rozpadem?
"... witam z dreszczem rozkoszy, każdy zadany mi gwałt...
...tam gdzie się boleść zaczyna, bezwiednej martwości kres...
...gdzie miłość wykwita z łez...
...ból samowiedzę zdobywa:
Chce cierpieć, kochać i żyć!"
Wybrane przeze mnie fragmenty z wiersza Adama Asnyka " Kamień" , jakże dzisiaj trafnie oddają rzeczywistość. Upadamy z miłości i się podnosimy. Płaczemy otwarcie lub w ukryciu ale wciąż wierzymy, że lekcja jaką wynosimy z każdej porażki, uchroni nas przed kolejnym błędem. Z nadzieją rozglądamy się wokół i znowu czujemy motyle w brzuchu lub dreszcze emocji na samą myśl o kimś. Zapominamy każdą zadaną nam wcześniej krzywdę i z ufnością otwieramy się na nowe, bo tak skonstruowana jest nasza natura. Chcemy czuć, że żyjemy i że żyjemy dla kogoś. Chcemy kochać, nawet jeśli mamy cierpieć. Przecież nie musi skończyć się jak za każdym razem. Przecież wiemy już więcej...
Przecież tym razem, to będziemy inaczej kochać, rozważniej i nie damy się złapać na to co kiedyś. Tylko czy my tak na serio? I czy naprawdę wiemy?

Mówi się, że co nas nie zabije, to wzmocni. A ja bym powiedziała, że co nas nie zabije, to nam ostro dupę obije. Bo jak się ma serce w chmurach, to trzeba mieć przynajmniej gruby zeszyt w spodniach, żeby mniej piekło potem. Niczym jak po wywiadówce, kiedy nie spełniliśmy pokrywanych nadziei i obietnic. A jak się jest zbyt ufną, to zaraz, że naiwna i daje się tak wykorzystywać każdemu.
A jak u Was z koherencją serca?
Jednak jak się okazuje, to nasze serce wcale nie jest takie głupie, bo frazes "słuchaj swojego serca" nabiera innego znaczenia dzięki nowym odkryciom w neurokardiologii.
Naukowcy udowodnili, że nasze serce posiada swój własny (niezależny od mózgu) układ nerwowy. Oznacza to, że nie dość, że jest naszym "drugim mózgiem", to jeszcze jest w ciągłym połączeniu komunikacyjnym z tym pierwszym i przez to ma wpływ na procesy związane z emocjami, percepcją oraz podejmowaniem przez nas decyzji. Ha!
Mało tego, działa, to również w drugą stronę czyli wszelkie odczuwane przez nas emocje wpływają na rytm naszego serca, który może być przez to prawidłowy czyli harmonijny lub wręcz chaotyczny, w zależności od stanu naszych uczuć.
Gdy odczuwamy pozytywne wibracje takie jak miłość, radość, satysfakcje, to rytm naszego serca jest koherentny, czyli jego współpraca z mózgiem ma się dobrze.
A to wpływa na ogólną równowagę w całym organizmie oraz nasz układ odpornościowy.
Czujemy się jak unoszeni nad ziemią, jakbyśmy oddychali pełną piersią bez żadnych przytłaczających nas ciężarów, niczym kiedy przesadzimy na siłowni z talerzami na sztandze. Obniża się nam poziom hormonów stresu we krwi, a nasza zdolność empatii się zwiększa. Szybciej jesteśmy skłonni podejmować decyzje, co też wpływa na nasze "błyskawiczne" zakochiwanie się. Czujecie to?
Na przeciwległym biegunie wywołującym chaotyczny rytm serca czają się nienawiść, gniew, strach, agresja, zazdrość a nawet apatia czy irytacja.
Heartfulness, czyli świadomości własnego serca.
Jesteś team Serce czy Rozum? Pamiętacie pewnie reklamy Telekomunikacji Polskiej i Orange? Każdy chyba pamięta, a na pytanie czy kierować się sercem czy rozumem przez wieki szukano odpowiedzi i nie jeden doktorat się przy tym zrobił. Często pada takie stwierdzenie, że to kobiety nigdy nie wiedzą czy lepiej być targaną namiętnościami i dać porwać się chwili, czy rozsądnie wybierać stabilizacje i bezpieczeństwo, bez jakichś głupot, co i tak prędzej czy później przeminą. Sama Scarlett O'Hara mówiła "pomyślę o tym jutro".
Ileż to razy w naszym życiu jedno chciało uzyskać przewagę nad drugim?
Serce mówiło "ależ on jest cudowny, a jaki czarujący i do tego te jego pośladki"...a rozum pękał ze śmiechu "głupia koza, wad wielkości stodoły strażackiej nie widzi a podobno zrobiła nowe okulary...znowu potem będzie żarła lody, albo co gorsza popcorn i oglądała w nocy "Emily w Paryżu" No i co z tego! Chwilo trwaj...a najlepiej to niech się rozum zamknie, a serce otworzy, bo mając z nim stały kontakt mamy szanse na lepsze i pełniejsze życie. Zdaniem praktykujących heartfulness, miłość nigdy cię nie opuści (czy będziesz w związku, czy też nie) gdy będziesz utrzymywać kontakt z własnym sercem.
Dla osób uciekających w medytację ważne jest skupienie się na doświadczeniach serca, aby jednocześnie zmniejszyć aktywność "wiecznie gadającego umysłu".
Jak ze wszystkim, tak i połączenie z sercem trzeba ćwiczyć. Nie jest to może tak popularne jak "challenge by Ann" ale zdecydowanie warto zadbać nie tylko o ciało ale właśnie o nasze serce. Najlepiej zacząć na początek od zmiany sposobu myślenia i kiedy będziemy praktykować heartfulness, skupmy całą naszą uwagę w danym momencie na naszym wewnętrznym dobru, poprzez przywołanie takich uczuć, jak wdzięczność czy empatia. Ktoś powie ale ja nie umiem tak na zawołanie bo to trudne. Możemy być wdzięczni za tak wiele rzeczy, a empatia nie jest uczuciem zarezerwowanym wyłącznie dla innych. Przede wszystkim powinniśmy być empatyczni dla samych siebie. Gdybyście chcieli rozpocząć swoją drogę w głąb własnego serca, to polecam książki Dagmary Gmitrzak
Jak pojemne jest nasze serce?
Przeciętny człowiek kocha raz, dwa, trzy a może cztery razy w trakcie swojego życia?
Mówi się, że prawdziwa miłość zdarza nam się tylko raz, za to zakochań przychodzi kilka. Jest ona często tak silna, że w wielu wypadkach decydujemy się z pierwszym partnerem pozostać. A jeśli nam nie wyjdzie, to właśnie pierwszą miłość pamiętamy i wspominamy po latach, często ze łzą w oku.
Z reguły pierwsza miłość przychodzi jak jesteśmy bardzo młodzi i często trudno jest nam w pełni zrozumieć co się z nami dzieje lub w imię tej miłości dokonywać wielkich czynów.
Dlatego potem żałujemy utraconych szans. Kiedy stajemy się dojrzali o wiele trudniej jest nam oddać się romantycznym i pełnym żaru uczuciom, jakie przeżywaliśmy wcześniej. Wynika to z tego, że już ostrożniej wchodzimy w relacje i nie ufamy drugiej osobie aż tak bardzo, bojąc się bólu, na wypadek porażki. Często też nasze pole poszukiwań kolejnego obiektu naszych westchnień jest zawężone. Wydaje nam się, że możemy ulokować uczucia jedynie w kimś poznanym np. w pracy czy w gronie znajomych. Zamykamy się na obcych, z pozoru zupełnie przypadkowych czy nie pasujących do nas osób. Kiedyś spotkała mnie autentycznie zaskakująca sytuacja pod bankomatem. Nieznajomy zatrzymał swoje auto obok mojego i wysiadł, co oczywiście mnie nie zdziwiło, bo pomyślałam, że również potrzebuje gotówki. Nawet chcąc być miła i zaoszczędzić mu czasu, bo założyłam, że śpieszy się jak ja, oznajmiłam mu, że bankomat ma awarię (na marginesie nic mnie bardziej nie irytuje jak to, że na ponad 40 tys. miasto są dwa bankomaty Pekao S.A. umieszczone oczywiście na dwóch różnych końcach miasta, wiecznie puste i nie działające). Jakież było moje zaskoczenie jak nieznajomy oznajmił, że zatrzymał się w celach towarzyskich i poznawczych bo go zauroczyła moja skromna osoba. I jaka był moja reakcja? Freak, świr, uciekł z zakładu, jestem w ukrytej kamerze i za chwile zza rogu wyskoczy Filip Chajzer i powie mamy cię...
Mówi się też, że przy pierwszej miłości kochamy prawie bezwarunkowo, a parter jest przez nas na każdym kroku idealizowany. Często kochamy nasze wyobrażenie o partnerze, który jawi nam się jak ten rycerz na białym koniu. Za to za drugim razem bardzo często wchodzimy w relację wynikającą z potrzeby chwili co czyni ją skomplikowaną, trudną, a nawet toksyczną. Ta miłość jest dla nas ważną lekcją i bez wyciągnięcia wniosków z niej, będziemy wpadać w dołki i górki, jak w cyklu życia produktu. I ta miłość najczęściej jest oparta na wzajemnych ciosach, manipulacji a nawet kłamstwie. Wiosna, lato, jesień, zima, a nas wciąż w uścisku trzyma.
I wtedy jak już przepracujemy niepowodzenia, jak już się pogodzimy z tym, że nam nie idzie. Jak wypuścimy z ręki, to co nas blokuje, ciągnie w dół i nie jest dla nas przeznaczone. Wtedy przychodzi niespodziewanie i bez zaproszenia ta trzecia miłość. Jakże odmienna, inna od tego co znaliśmy do tej pory. Najczęściej nikt jej nie planował, bo się wepchała jak autostopowicz na światłach. Wykorzystując naszą nieuwagę. Podstawiła nam kogoś, kto nie ma wobec nas żadnych oczekiwań co do tego jacy mamy być. Kogoś z kim pasujemy jak puzzle i wreszcie po wielu latach udaje nam się ułożyć upragnioną Myszkę Miki w ramkę. Pełna akceptacja i zrozumienie.
Eh...prawie sama uwierzyłam, że takie związki czy miłości istnieją. Szkoda, że ja wciąż jak ten pieprzony wagonik przy stacji nr 2 w moim lunaparku. I "czekam na tę jedną chwilę, serce jak szalone bije, zrozumiałam po co żyję"...a miłość na to "czeka, czeka...no to sobie jeszcze poczeka.." Małpa!
Ale statystyki mówią, że od 2 do 7 razy...cholera zawsze byłam gorsza z matmy..
Miłość czy pożądanie
"A gdy się zejdą, raz i drugi, kobieta z przeszłością, mężczyzna po przejściach, bardzo się meczą, meczą przez czas długi, co zrobić, co zrobić z ta miłością” (Agnieszka Osiecka).
Po rozwodzie czy bolesnym rozstaniu często z rezerwą podchodzimy do wszelkich prób wejścia w kolejny związek. Niektórym wtedy o wiele łatwiej przychodzą relacje jednorazowe lub skupione wyłącznie na przyjemności.
Zagłuszamy, odpychamy w głąb siebie wtedy wszystkie emocje i staramy się działać bez nich. Poznajemy ONS, FWB skróty często zarezerwowane dla niewiernych mężów czy żon i nagminnie pojawiające się na popularnym portalu do kojarzenia par.
Bardzo często też zdarza się, że ktoś wywołuje w nas wybuch pożądania, a wcale nie zamierzamy z nim wchodzić w związek, z wyłącznie sobie znanych powodów.
Czy wtedy nasze serce potrafi odróżnić jedno od drugiego? Chyba w przypadku pań nie jest to takie proste i oczywiste, bo nawet jeśli godzimy się na układ bez zobowiązań, to prędzej czy później do głosu dojdzie serce i pozamiatane. Kończy się dramą, bo z tej mąki nic więcej się nie upiecze, kiedy druga strona nie chce wchodzić w związek na poważnie i chce pozostawić tą relacje opartą tylko na grze miłosnej.
Jak więc nie mylić miłości z pożądaniem?
Pożądanie jest ulotne i krótkotrwałe. Wybucha nagle jak granat w tyłku. Opiera się głównie na chemii, jaka wytwarza się pomiędzy dwojgiem atrakcyjnych pod względem fizycznym dla siebie osób. W trakcie oboje stroszą piórka i nadymają piersi, by jeszcze bardziej się podobać.
Miłość zaczyna się tam, gdzie pożądanie chciałoby na dłuższą metę się znaleźć, zanim spłonie bezpowrotnie czyli w sercu. I z reguły ma w nosie wszelkie przebieranki. Dla miłości nie liczy się na pierwszym miejscu wysokość obcasa i kolor bielizny. To miłość poda Ci fervex w środku nocy, kiedy pocisz się z gorączki, a nie od nadmiaru figur akrobatycznych. Przyjdzie w dresie i kapciach (mogą być w żyrafy) z kubkiem świeżo zaparzonej kawy. Kawy na jaką pożądania nie stać, bo właśnie utopiło majątek na wynajem pokoju do zabaw. A miłość cierpliwie poczeka, bo nigdzie nie pędzi i się nie śpieszy. Bo wie, że to dla niej z kaczątka zrodzi się łabędź.